Witajcie. W pierwszym wpisie na moim blogu chciałbym się odnieść do artykułu Pawła Chmielewskiego, wspomnianego w tytule tego wpisu. Bez zbednych formalnosci - do dziela.
Odrzucenie prawa naturalnego na rzecz „świadomego kształtowania” czy „planowania” rodziny za sprawą najrozmaitszych sztucznych środków antykoncepcyjnych to globalna plaga.
Autor powołuje się tu na tzw. prawo naturalne. Tymczasem definicji takiego prawa jest sporo. Trzeba sie domyślić, że autorowi chodzi o wersję prawa naturalnego proponowaną przez Kościół. Jakby popatrzeć na inne rodzaje prawa naturalnego - to przedstawione tu tezy nie zawsze je odrzucają. Co do środków antykoncepcyjnych - może w naszej kulturze używa się ich sporo, ale jak tak spojrzeć całościowo na świat? Na kraje, w których biada piszczy, ludzi pełno, głodują, chorują z biedy i przeludnienia... czy w takich krajach planowanie rodziny, nawet przy użyciu środków antykoncepcyjnych czy prezerwatyw nie byłoby choć trochę słuszne?
Akceptując ją, przegrywamy podwójnie: w wymiarze doczesnym jako społeczność wymierająca,
Ziemia nie wymiera. Ludzi na świecie rodzi się coraz więcej
skazując się na coraz większe problemy polityczne; w wymiarze indywidualnym skazując się na oddzielenie od Boga wskutek grzechu ze wszystkimi tego konsekwencjami. A w skórze pasterzy, którzy powołani są do prowadzenia owiec do Królestwa Bożego, w tej kwestii jednak uparcie milczą i zgadzają się na świeckie i bezbożne status quo, doprawdy, nie chciałbym się znaleźć.
Tutaj do prawdziwego, społecznego problemu autor wmieszywuje religię. Moim zdaniem jest to zupełnie nieuzasadnione i szkodliwe, nie daje żadnego pomysłu na rozwiązanie problemu, jest to chowanie głowy w piasek i kierowanie uwagi na tematy wierzeń niczym nie popartych. Każdy ma wierzenia inne. Niech ma. Ale nie tędy droga.
Tuż przed świętami Wielkiejnocy ukazała się książka Pawła Lisickiego „Kto fałszuje Jezusa? Odpowiedź na oskarżenia współczesnych ateistów”. To ciekawa praca, która podejmuje wysiłek polemiki ze środowiskami próbującymi odmówić prawdziwości wierze Kościoła katolickiego.
Zaraz zaraz... Prawdziwość wiary... To w końcu jest to wiara, czy prawda? Wiara, która staje się prawdziwa już nie jest wiarą. Jest prawdą. Więc jak to z tym jest....
Pokazuje, na jakie manowce zaprowadziła wielu teologów protestancka metoda historyczno-krytycznej egzegezy Pisma Świętego
A jaka inna ma być ta egzegeza? Dosłowna, czytać jak leci i robić to, co np. nakazuje Stary Testament? A nowy? Jeśli tak, to ja poproszę o cuda opisywane w nowym testamencie. Nie jakieś tam, że ktoś pokonał ciężką chorobę itd. Takie jak są opisywane w Biblii. Ktoś każe niewidomemu widzieć i on zaczyna widzieć. Tak od razu, bez niczyjej pomocy, jak to opisano w Biblii. Chyba, że autorowi chodzi o egzegezę połączoną z tzw: tradycją. Tu jednak byłbym ostrożny: tradycja to działanie ludzkie, działanie ludzkich mózgów, z ich niedoskonałościami charakterologicznymi, psychicznymi, powtarzanie czegoś i wskutek tego coś się utrwala, niekoniecznie jest to prawda...i staje się to właśnie po jakimś czasie "tradycją". Zupełnie niegłupie wydaje się w tym kontekście powiedzenie: głupota wiele razy powtarzana staje się "prawdą" Głupota jednak nie staj się nigdy prawdą. Jest nadal głupotą, tylko utrwaloną, przez to trudniejszą do wykorzenienia. Jeśli o taką egzegezę autorowi własnie chodzi, to może się okazać, że w tej egzegezie większość będa stanowiły ludzkie uprzedzenia, widzimisie, utrwalone ale niekoniecznie prawdziwe sądy itd..
i w jak fatalny sposób oddziałuje to w skali globalnej, rodząc takich „ekspertów” od religii jak Richard Dawkins czy Yuval Noah Harari, w istocie kiepsko wykształconych i skrajnie nieuczciwych intelektualnie.
Dawkins nie jest ekspertem od religii, a raczej wykazuje jej szkodliwość. Przynajmniej wykazuje, jak fanatyzm i ślepe wierzenie w autorytety szkodzi. W religii KRK są właśnie takie autorytety - biskupi, papież. Chociaż nie każde nauczanie papieża jest nieomylne, to także to nauczanie zwyczajne wymaga od katolika przyjęcia w pokorze i wprowadzania go w życie w "pokorze wiary". Tak mówi katechzm kościoła rzymskokatolickiego. W nauce nie ma autorytetów, których z zasady nie wolno poddawać krytyce. Są ludzie, którzy mają sporą wiedzę na dany temat, mówi się, że są ekspertami w danej dziedzinie. Ale i im wolno wytykać błędy. Inna sprawa, że często ludzie są zadufani w sobie i z trudem przyjmują krytykę, ale co do zasady - w nauce konstruktywna krytyka przyczynia się do jej rozwoju. W religii jest odwrotnie. Nie wolno krytykować biskupa (oczywiście mówię o krytyce w sprawch wiary), należy zawsze w duchu rozważać jego słowa, a gdy się z nimi nie zgadzamy to mamy obowiązek przyjąć, że to nasze rozumowanie jest mimo wszystko błędne i trwać w "pokorze ducha". Zakwestionować i debatować nad tym nie można. Co do poziomu wykształcenia biologa Richarda Dawkinsa nie mam uprawnień, by je komentować, jednak został profesorem w swojej dziedzinie (biologii, nie w ateizmie). Uczciwy intelektualnie chyba jest, przynajmniej w Bogu urojonym... pisze, z jakiego powodu, by być ateistą nie trzeba koniecznie poznać wszystkich uczonych ksiąg każdej wiary.
Książka Pawła Lisickiego, zwracając się przeciwko wysiłkom ateistów, prowokuje do postawienia pytania: jakiego rodzaju ateizm zagraża dziś przede wszystkim wierze chrześcijańskiej w Polsce? Albo, bardziej osobiście, nam tu dziś żyjącym? Z jakiej przyczyny współcześni Polacy mogą stracić wiarę? Protestancka czy pseudointelektualna krytyka Pisma Świętego to niewątpliwie jedno z narzędzi, którym posługuje się rewolucja; znaczną rolę odgrywa też ateizm filozoficzny. Perspektywa Ludwiga Feuerbacha czy Friedricha Nietzschego dla wielu pozostaje urzekająca. Wydaje się jednak, że inne jeszcze ateizmy są dzisiaj jeszcze groźniejsze.
Może to i prawda. Ale nie rozumiem stwierdzenia: ateizm zagraża. Może zagraża istnieniu wierzeń, religii, ale czy dla ludzkości jako takiej jest to zagrożenie? Nie uważam tak.
Jednym z nich jest scjentyzm. A może raczej: był, bo przekonanie, jakoby to nauka mogła dać właściwe odpowiedzi na wszystkie problemy, w ostatnich miesiącach okazało całą swoją pustkę. Kryzys koronawirusa objawił jak na dłoni fałsz i próżność scjentyzmu. Niezwykle trafne uwagi poczynił na łamach włoskiego czasopisma „La Verità” były dyrektor Banku Watykańskiego, ekonomista Ettore Gotti Tedeschi. Gdy świat został zaatakowany chorobą Covid-19 okazało się, że nauka nie ma tak naprawdę na to żadnej konstruktywnej odpowiedzi. Błyskawicznie opracowano szczepionki, których wszakże nikt dobrze nie przebadał; ze światowej debaty niemal całkowicie wyeliminowane zostały wszelkie głosy krytyczne pod adresem jedynej słusznej strategii walki z wirusowym zagrożeniem: masowych szczepień. Naukowcy zaczęli domagać się ślepej wiary w to, że rozwiązanie, które proponują, jest najlepsze. Nie przedstawiono badań, nie przedstawiono dowodów; nie pozwolono podważać ani wątpić. Wszyscy mieli uwierzyć w to, że nauka i tylko nauka rozwiąże problem Covid-19 – i to wierzyć bez cienia najmniejszej wątpliwości! Jak zauważył Tedeschi, oto nauka okazała się karykaturą samej siebie: powołana do tego, by badać i proponować coraz to nowe hipotezy, tym razem wystąpiła z samozwańczym niepodważalnym autorytetem i ex cathedra ogłosiła, że wszystko jest już jasne, choć dla każdego, kto zada sobie najbardziej podstawowe pytania, jasne jest tylko to, jak wiele jest wciąż pytań o właściwą walkę z koronawirusem.
Kto powiedział, że nauka daje odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania? Nie daje, bo nikt nie wie wszystkiego. Nie ma takiej dziedziny nauki, w ktorej możnaby powiedzieć, że wszystko już poznano. Zawsze pojawiają się nowe zagadnienia, potem pojawią się inne, też wymagające rozwiązania. Pojawiają się coraz lepsze leki na nowe choroby, ale tylko dlatego są coraz lepsze, bo nikt wcześniej nie powiedział, że jego lek jest doskonały! Ktoś zrobił lek, okazał się w miarę skuteczny, pomógł trochę ludziom, ale ktoś inny wziął ten lek "na tapetę", ulepszył i stworzył trochę skuteczniejszy lek. Tak działa nauka. Kto powiedział, że obecne środki walki z covidem są doskonałe i lepszych już nikt nie wynajdzie? Są najlepsze w naszej sytuacji, bo na razie nie mamy innych metod walki z epidemią. Napewno potem będą udoskonalane, moze pojawia się leki na covid, na początek mniej skuteczne, potem może coraz bardziej skuteczne. Nauka pracuje nad tym. A co robią spece religijni w kwestii polepszenia leczenia? Nic. Krytykują, filozofują i usiłują tak omamiać ludzkie umysły, by im wmówić, że to oni mają lepsze rozwiązanie - tymczasem go nie mają!
Doskonałym tego przykładem jest Polska i sprawa amantadyny: kilku niezależnych lekarzy zaproponowało jej stosowanie w leczeniu Covid-19, ale oficjalna nauka, podpierając się autorytetem, całkowicie to wykluczyła, bez badań, po prostu, każąc przyjąć na wiarę: amantadyna nic nie da, tylko szczepionki. I tak scjentyzm, z natury rzeczy ateistyczny, sam obnażył własną głupotę i fałsz.
Tutaj chyba Autor chce wzmocnić wiarę czytelnika w niesprawdzone metody i połączyć zgrabnie być może błędne postępowanie naukowców (domniemane, bo autor, domyślam się, nie zna się na medycynie i badaniach) z wiarą religijną i izupełnie bez uzasadnienia wpleść tezę, że nauka i religia są do siebie podobne pod względem walki z obecną epidemią. Nauka coś próbuje zrobić, owszem, są różne potyczki międzyludzkie itd. Religia nie ma w tym przypadku nic pożytecznego do powiedzenia.
Przepraszam, ale pewną część artykułu pominę, ponieważ znajdują się tam tematy typowo religijne, z którymi dyskutować nie ma sensu, ponieważ, według mnie, są tam poruszane problemy, które religia sama stworzyła i teraz sama próbuje je sobą rozwiązać. Tak tylko zapytam: dlaczego wiara sama w sobie ma być tak wielką cnotą? Co z tej wiary wypływa dobrego dla ludzkości, co by nie wypłynęło, gdyby wiary nie było? Moralność? Nie. Właśnie nauka już pokazuje, że ogólne zasady moralności (typu nie zabijaj itd) wcale nie wypływają z religii, a raczej są produktem doboru naturalnego....a pozostałe, narzucone przez religie "zasady moralne" są często zupełnie szkodliwe?
Różnej proweniencji ateizmy czyhają na wiarę współczesnego polskiego katolika. O ile jednak z ateizmem egzegetycznym czy ze scjentyzmem, można rzec, walczyć jest względnie łatwo dzięki druzgocącej sile argumentów i faktów,
Ta "siła argumentów" chyba jednak nie jest tak druzgocąca, skoro coraz mniej osób daje się jej przekonać. Chyba, że to "kudłaty" pospieszy autorowi z pomocą i stwierdzi, że to on usidlił i usidla coraz więcej ludzi na świecie.... czyli kolejny "argument", niepodważalny, z całego arsenału typowo religijnych "argumentów"...
to trudniejszy dużo bój czeka na froncie otwartym przez ateizm życia codziennego. Niewiara jest głęboko zakorzeniona we współczesnej mentalności i samym zachodnim stylu życia.
Trudniejszy może ten bój, ponieważ coraz więcej ludzi zwraca większą uwagę na swoje otoczenie, sami chcą sprawdzić, co dla nich lepsze, a nie słuchają ślepo "autorytetów" religijnych, które dają rady samemu nie wiedząc nic więcej ponad to, co wie inny zwykły zjadacz chleba...
Odrzucenie prawa naturalnego na rzecz „świadomego kształtowania” czy „planowania” rodziny za sprawą najrozmaitszych sztucznych środków antykoncepcyjnych to globalna plaga. Akceptując ją, przegrywamy podwójnie: w wymiarze doczesnym jako społeczność wymierająca, skazująca się na coraz większe problemy polityczne; w wymiarze indywidualnym skazując się na oddzielenie od Boga wskutek grzechu ze wszystkimi tego konsekwencjami. A w skórze pasterzy, którzy powołani są do prowadzenia owiec do Królestwa Bożego, w tej kwestii jednak uparcie milczą i zgadzają się na świeckie i bezbożne status quo, doprawdy, nie chciałbym się znaleźć. Oni na Bożym sądzie nie będą mogli zasłonić się niezawinioną niewiedzą o nauczaniu Kościoła.
A może ci pasterze widzą, że nie mają argumentów? Niektórzy biskupi, próbują różnych słownych ekwilibrystyk w kazaniach, jak np. abp Jędraszewski, ale co inteligentniejsi ludzie bezlitośnie odkrywają i piętnują ich, wykazując zafałszowania, nadużycia w porównaniach itd. Myślę, że inni biskupi próbują znaleźć argumenty, ale ich nie znajdują, albo wiedzą, że ich argumenty nie przekonają innych i wolą nie robić z siebie idiotów?
Pozdrawiam, PiotreK